
– Mamusiu, a co jest gorsze od śmierci? – zapytała mnie 6-letnia Alicja, gdy odkładała zabawki na półkę po skończonej zabawie. Ponieważ rozmowy o tematyce metafizycznej postanowiłam odłożyć na czas, gdy Ala zacznie chodzić do szkoły (obecnie ograniczają się do wieczornej modlitwy), tego typu pytania sprawiają, że na parę sekund z zaskoczenia zastygam w bezruchu. Do niedawna wydawało mi się, że o filozofii będę rozmawiać z nastolatką, tymczasem, gdy Ala w wieku pięciu lat zadała mi pytanie: Mamusiu, a czy można kłamać dla dobra społeczeństwa?, zorientowałam się, że „łatwo” w tym przypadku nie będzie. I tak przywykłam do tego, że Alicja w tak zwanym „międzyczasie” lubi rzucić kwestią o charakterze profetycznym: Mamusiu, a czy ty wiesz, że pójdziesz do nieba? , lub zaskoczyć przemyśleniami: Mamusiu, chciałabym zasypiać przy tobie już zawsze, no chyba, że umrzesz, wtedy będę zasypiać sama. I to właśnie śmierci dotyczyło kolejne pytanie z serii: JAK WYJAŚNIĆ TO SZEŚCIOLATCE. Tak na marginesie dodam jedynie, że jeśli nie mieliście okazji porozmawiać na ten temat z dzieckiem, interesującym pretekstem do takiej rozmowy może być bajka Coco, w której dwunastoletni Miguel poznaje tajemnicę rodzinnej legendy. W niezwykle zabawny sposób (zwłaszcza dla dorosłych) poruszona została w niej kwestia pamięci o zmarłych, a to wszystko na tle barwnej kultury i sztuki meksykańskiej. Ale wróćmy do pytania Alicji.
– Myślę, że gorszy od śmierci jest jedynie jej brak. – wypaliłam. Nic dziwnego, że Ala uniosła brwi z zaskoczenia. No tak, nie wzięłam pod uwagę tego, że Alicja nie studiowała w ostatnim czasie książek z zakresu duchowości, w których poruszana była błędna interpretacja pojęcia życia wiecznego, które potocznie oznacza spędzenie wieczności w jednym ciele, a co dla istoty rozwiniętej duchowo oznaczyłoby jedynie brak rozwoju równoznaczny z wiecznym więzieniem. W związku z czym poprawiłam się szybko:
– Uważam, że gorsze od śmierci jest życie w kłamstwie. Dlatego skarbie nie warto kłamać, bo gdy to robisz, nie oszukujesz rodziców, babci, czy znajomych, a samą siebie.
Zastanawiacie się być może, co osądzanie ma wspólnego z kłamstwem? Otóż uważam, że osądzanie jest rodzajem kłamstwa, jednym z groźniejszych, bo takim, które powstaje w sposób nieświadomy i na globalną skalę. Nasz ludzki sposób postrzegania rzeczywistości jest ułomny, osądzając drugiego człowieka, nie jesteśmy w stanie uwzględnić jego programów podświadomości, karmy, nie mamy wglądu w jego umowę Duszy sprzed wcielenia, dlatego proces osądzania odbywa się jedynie na podstawie części faktów dostępnych zmysłom, w związku z czym nie może być obiektywny i prawdziwy ( oczywiście mam na myśli duchową prawdę). Osądzając innych tworzymy fałszywy obraz rzeczywistości, natury świata, co w negatywny sposób wpływa na nasz naturalny proces rozwoju duchowego oraz stan emocjonalny osoby fałszywie osądzonej. Myślę, że to miał na myśli Jezus, gdy przestrzegał: Nie sądź, a nie będziesz sądzony. Z drugiej strony słowa te stały się podstawą dla teorii powszechnej tolerancji, w której nakłania się ludzi do zaniechania logicznej oceny na rzecz akceptacji KAŻDEJ odmienności, nawet takiej, która godzi w nasz komfort życiowy, czy bezpieczeństwo. Gdzie zatem ukryty jest zdrowy balans pomiędzy osądzaniem, a jego brakiem? Jak zaniechać osądzania innych, zachowując jednak zdrowy rozsądek? Podzielę się dziś z Wami, prostym ćwiczeniem, które wymyśliłam, by rozwiązać ten problem.
Nasza skłonność do osądzania drugiego człowieka jest niebezpieczna nie tylko dla rozwoju duchowego, obecnie jest wykorzystywana jako idealne narzędzie kontroli społeczeństwa. W jaki sposób? Aby sprawować władzę wystarczy pilnować jedynie tego, by wśród niewolników stale utrzymywały się podziały oraz strach, a najlepiej, by sami je sobie zapewniali mając jednocześnie poczucie wolności. A teraz zastanówcie się jaką rolę odegrały w ostatnim miesiącu dla Was informacje w różnego rodzaju mediach? Ile razy pod ich wpływem osądziliście drugiego człowieka, rodzinę, a nawet cały naród? Ile powstało fałszywych (pod względem duchowym) obrazów, uprzedzeń, uczuć wrogości, a nawet nienawiści, do ludzi, których nawet nie spotkaliście osobiście? Jak myślicie, komu zależy, by pielęgnować te podziały? W jakim celu? A czy zdarzyło Ci się choć raz, że ktoś niesprawiedliwie Cię osądził? W sklepie, w autobusie, w pracy… Jak się wtedy czułeś? Czy robisz coś ( lub czegoś nie robisz) tylko dlatego, że obchodzi Cię, co pomyślą inni? Czy zanim zdecydujesz się na działanie, zastanawiasz się jak zareaguje sąsiad, kolega z pracy, a nawet przypadkowa osoba stojąca przed Tobą w kolejce? To właśnie są sztuczki systemu, który wykorzystuje ludzką chęć osądzania jako narzędzie do sprawowania władzy, podsyca nieustannie nienawiść i strach przed opinią publiczną, by sprawować nad nami kontrolę. Jak wyrwać się z tej pułapki?
Oceniaj czyny, ale nie osądzaj ludzi
Oceniając jedynie postępowanie drugiego człowieka, a nie jego samego, oceniasz dostępne dla Twoich zmysłów fakty, a nie naturę innej istoty. Porównaj dwa stwierdzenia:
Ona jest zła. – Ona źle postąpiła.
To idiota. – Postąpił idiotycznie.
W pierwszym przypadku osądziłam człowieka, wydałam werdykt o jego naturze, najczęściej na skutek jednego faktu z jego życia, nie znając wszystkich okoliczności (tych o naturze duchowej zwłaszcza) danego zdarzenia. W drugim przypadku oceniłam zachowanie na podstawie faktów. Jaka jest różnica między tymi stwierdzeniami? Ogromna. Zastanów się, co myślisz o tych osobach na postawie pierwszych zdań? Czy mógłbyś się zaprzyjaźnić z osobą, która jest zła? A mógłbyś się zaprzyjaźnić z osobą, która raz źle postąpiła? Dałbyś jej szansę? Otóż to. Osądzając drugiego człowieka, definiuję jego przyszłość, zakładam mu łatkę na resztę życia. Odbieram mu prawo do zmiany. Bo przecież w przyszłości ona może czynić dobro, a on wykazać się niewiarygodną mądrością, a jak było wcześniej, tego również nie wiemy. Trudno jest wyeliminować coś, co zostało nam dane przez naturę. A takim darem jest potrzeba oceny, to dzięki niej człowiek pierwotny wiedział, kiedy walczyć, a kiedy uciekać, to dzięki niej wiemy, kiedy można komuś zaufać, a kiedy lepiej unikać czyjegoś towarzystwa. Jednak potrzeba bycia sędzią nad życiem i naturą drugiego człowieka jest tworem sztucznym, powstałym na skutek tysięcy lat życia w systemie, gdzie milionami ludzi zarządza jedynie garstka. A wybuchające współcześnie coraz częściej fale hejtu uważam za apogeum tego zjawiska, prowokowane jedynie po to, by utrzymać strach i podziały. Myślę, że wielkie zmiany mają źródło w tych małych, a chęć osądzania innych jest jedną z tych przywar, nad którymi warto pracować.
Dopełnienie: Rozwój duchowy jest adekwatny do zmian energii na naszej planecie, obecnie tendencje zmieniają się z walki z Ego (to właśnie dzięki niemu osądzamy i oceniamy innych) na jego akceptację. W wyniku tego nie jest wskazane, aby dążyć do zlikwidowania osądzania, a jedynie mieć jego świadomość i kontrolę nad tym procesem. Dodatkowo należy rozróżniać dwa kompletnie odmienne pojęcia: OCENIANIE i OSĄDZANIE. Pierwsze z nich jest elementem określenia i opisu rzeczywistości w jakiej żyjemy, drugie to wydanie werdyktu na podstawie dostępnych dla nas danych, które ze względu na naszą ludzką naturę, nie są kompletne.
Małgorzata
Jest to bardzo dobry temat szczególnie do poruszenia w naszym społeczeństwie. Chociaż nie twierdzę,że inne nacje są pozbawione krytykanctwa. Ale wydaje mi się,że Polacy szczególnie lubią oceniać innych. Może to wynika m.in. z naszej historii. Dlatego też jesteśmy bardzo podatni na manipulowanie i idziemy za czymś prawie w ciemno.
W życiu prywatnym też chętnie oceniamy, jesteśmy wszechwiedzący i trudno nas przekonać do zmiany zdania. Ciężko jest znaleźć rozsądną drogę szczególnie gdy ktoś nas skrzywdzi i przyznaję,że sama miałam z tym problem. Jak zobaczyć w drugim człowieku osobę godną przebaczenia i wyrozumiałości jeżeli doznaliśmy krzywdy i okrutnego postępowania?
Agata
Myślę, że sedno tkwi w tym, by taki problem w ogóle zauważyć. Gdy już ktoś świadomie stara się kontrolować swoje myśli, to już bardzo,bardzo wiele 🙂 Fajnie, że zaczynamy to robić 🙂
Gościu
Super temat! Dodam od siebie tyle że zazwyczaj ludzie dostają łatki na początku(znajomości), a w szczególności liczy się tzw. pierwsze wrażenie, np. uczennica dostała w pierwszych dwóch sprawdzianach dwie jedynki to nauczyciel może osądzić o niej że jest nieukiem i wg tej łatki oceniać kolejne prace uczennicy co jest dla niej krzywdzące, mimo tego że ciągle ma szanse otrzymać piątki. Takie łatki nieświadomie ograniczają nas i tu w tym przykładzie można przedstawić to tak, że gdy uczennica otrzymała dwie jedynki ktoś nazwał ją nieukiem że się słabo lub w ogóle nie uczy itp. to wtedy uczennica nieświadomie się dostosowuje do tego. Podałem przykład ze szkoły i jest on rzeczywiście aktualny (niektórzy nauczyciele oceniając kolejną prace ucznia biorą pod uwagę poprzednie prace co jest błędną oceną), ale w społeczeństwie problem oceniania łatwo wyłapać z innych dziedzin życia przykładowo: sprawca kradzieży samochodu nazwany złodziejem po wyjściu z więzienia postanawia zmienić całe swoje życie, jednak ludzie dalej go omijają szerokim łukiem, nie chcą z nim rozmawiać, gdyż jego metka „złodziej”została. Co ważne nieraz jesteśmy nieświadomi ulegania tym ocenom- „wzorowa uczennica”(metka) musi się dalej uczyć bo uległa ocenie, nie wypada jej dostać jedynki, a gdy już dostanie to idzie od ludzi fala hejtów.