W labiryncie czasu (3 flmowe koncepcje, które zmieniają jego postrzeganie)

Odkąd moja rzeczywistość została podzielona na trzy części i zagościły w niej jeszcze dwa światy małych dziewczynek, funkcjonowanie według norm ustalanych przez dwie bezlitosne wskazówki zegara stanowi arcytrudne zadanie. I po raz kolejny nerwowo spoglądałam w horyzont przydomowej ulicy wypatrując na zmianę taksówki, która miała zawieźć mnie na egzamin teoretyczny upoważniający mnie do otrzymania prawa jazdy, oraz teściowej, która miała na ten czas zaopiekować się 1,5 rocznym szkrabem. Kiedy obydwa samochody wraz z kierowcami dotarły na miejsce, okazało się, że zostało 15 minut do egzaminu, a droga do celu może ze względu na korki zająć nawet pół godziny. O spóźnieniu nie było mowy, mimo to, wbrew zrezygnowanej twarzy taksówkarza, poprosiłam o zawiezienie na ulicę Koszykarską. W czasie drogi, trochę zła na swoje guzdranie, zamknęłam oczy i pomyślałam o technice „zaginania czasu”, którą poznałam na kursie medytacji Theta Healing. „Niech się dzieje w kosmosie co chce, ale ja mam dotrzeć na miejsce 5 minut przed czasem” – pomyślałam. Przed drzwiami ośrodka egzaminacyjnego dotarłam 7 minut przed „godziną zero”. Zdziwiona całym ciągiem nieprawdopodobnych zdarzeń na drodze pobiegłam na egzamin, zostawiając nieco bardziej zdziwionego taksówkarza, który milczał zszokowany nie wiadomo, czy z powodu ostatnich 20 minut, czy z powodu sporego napiwku.

Stwórca, przypadek, determinacja kierowcy ? Dla mnie liczy się zdany egzamin. Ale poczucie, że coś dziwnego podziało się z czasem zostało. Uczucie to powraca do mnie za każdym razem, gdy wchodzę pod prysznic. Ciepła woda sprawia, że zatapiam się w rozmyślaniach, a kiedy kończę z przekonaniem , że upłynęło maksymalnie 10 minut, okazuje się, że minęła godzina.  Osobliwe dysonanse czasowe nie dotyczą tylko mnie. Te same 60 minut spędzone na rozmowie z przyjacielem, są jakby krótsze od 60 minut dzielących nas od wyjścia z pracy. Mogę pokusić się o stwierdzenie, że dla każdego czas, w różnych sytuacjach biegnie inaczej. Ten sam zegarek inaczej odmierza czas w więzieniu, inaczej w szkole, inaczej w wesołym miasteczku.  Dla fizyków czas to zmiana, mierzy się go obserwując regularność dnia i nocy, pór roku, czy zmian zachodzących w naszych ciałach lub innych organizmach żywych. Regularność ta pozwala na rozwój cywilizacji, a chęć przewidzenia kolejnych zmian dało początek wielu gałęziom nauki takich jak fizyka, matematyka, astronomia. I gdy wydaje się, że czas nie ma dla nas tajemnic najnowsze osiągnięcia fizyki kwantowej sugerują, że może on w ogóle nie istnieć! Czy to możliwe? Czy istnieją miejsca, gdzie czas nie istnieje? A jeśli pokonamy barierę czasu, doprowadzi nas to do postępu czy zagłady? Jak barak czasu linearnego mógłby wpłynąć na postrzeganie rzeczywistości?  Odpowiedzi na te pytania to wdzięczny temat dla pisarzy i reżyserów filmowych z gatunku SF. Zapraszam Cię do labiryntu, gdzie niczym Alicja z Krainy Czarów, spróbujemy dogonić białego królika Czasu.

Czy podążałbyś drogą, gdybyś na jej początku znał koniec?

To pytanie mogłaby zadać bohaterka filmu Nowy Początek. Znakomita lingwistka dr Louise Banks, która stała się łącznikiem pomiędzy ludzkością, a odwiedzającą Ziemię cywilizacją Heptapodów. Znakomity film, w którym czas jest jednym z kilku poruszanych zagadnień. Louise ucząc się z pozoru skomplikowanego języka obcej cywilizacji powoli przejmuje ich sposób postrzegania czasu, odkrywa, iż to ten potężny „dar” stanowi cel ich wizyty. Otóż dla Heptapodów czas nie ma charakteru linearnego, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość scalają się w jedną, doskonałą chwilę obecną. W filmie w mistrzowski sposób zostaje ukazany wpływ prekognicji  na prywatne życie bohaterki. Jej szok i zdziwienie, kiedy nawiedzające ją sny i wizje okazują się przyszłym losem. Poznaje wszystkie konsekwencje swoich teraźniejszych i przyszłych wyborów, jeszcze przed narodzinami swojej córki smakuje matczynej miłości, ale poznaje również uczucie przeszywającego bólu, związanego z jej przedwczesną śmiercią. Zanim zdecyduje się na wybór życiowego partnera, wie, że przeżyje z nim przepiękne chwile, ale ma świadomość, że na skutek niezrozumienia jej sposobu postrzegania rzeczywistości, zostanie opuszczona. Czy podążałbyś drogą, gdybyś na jej początku znał koniec? Dla Louise odpowiedź jest oczywista, tak. Bo życie przestaje być dla niej pasmem oczekiwań i planów na przyszłość, nie ma w nim miejsca na gniew i rozczarowania, wynikające z niezrealizowanych zamierzeń. Docenia i cieszy się każdą chwilą, zaczyna świadomie doświadczać otaczający ją świat, zaczyna ŻYĆ.

Z wizytą w Czarnej Dziurze 

Rozwój każdej cywilizacji przebiega zazwyczaj w sposób liniowy, od czasu do czasu następują jednak tak zwane „skoki” na skutek przełomowych odkryć w danej dziedzinie nauki. Takim „skokiem” jest szczególna teoria względności Einsteina, która wprowadziła do fizyki nowe pojęcie czasu. Okazało się, że upływ czasu zależny jest od prędkości układu odniesienia, w którym się go mierzy. W życiu codziennym różnice te są niemierzalne, jednak w przypadku układów poruszających z prędkościami zbliżonymi do prędkości światła różnica pomiaru jest już bardzo duża. Ogólna teoria względności Einsteina uwzględnia związek czasu z polem grawitacyjnym. Zgodnie z podstawowym założeniem ogólnej teorii względności, grawitacja powoduje zakrzywienie czasoprzestrzeni. Zegary umieszczone w silniejszym polu grawitacyjnym chodzą wolniej, dlatego zegar leżący na powierzchni Ziemi chodzi wolniej, niż zegar umieszczony np. na szczycie wieży. A zegar umieszczony w Czarnej Dziurze? To jedno z pytań, na które próbuje odpowiedzieć Christopher Nolan w filmie Interstellar. Pominę tutaj cały ciąg wydarzeń, które doprowadziły kapitana Coopera, głównego bohatera filmu do wnętrza Czarnej Dziury. Dla moich rozważań najistotniejszy jest piękny, obrazowy sposób ukazania czasu w jej wnętrzu, a dokładniej jego braku. Cooper zostaje zamknięty w pustce, jeśli tak mogę określić czarną przestrzeń, którą otacza nieskończona liczba hologramów pokoju jego córki. Są to hologramy z każdego momentu w jej życiu spędzonego w tym pokoju na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Uderza tu kontrast w sposobach postrzegania czasu, półka z książkami stanowi symboliczną granicę pomiędzy czasem linearnym, a wiecznym „tu i teraz”. Jeśli wierzysz w istnienie rzeczywistości po śmierci, to wydaje mi się, że tak wygląda tam czas, a w zasadzie jego „nieistnienie”. Film godny polecenia.

Goniąc ogon Uroborosa

W labiryncie czasu łatwo zabłądzić. Pojawiają się w nim pętle czasowe, a jeśli w taką wpadniesz, możesz bez końca gonić ogon Uroborosa, aż dostaniesz zawrotów głowy od powtarzanych w kółko ciągów przyczynowo – skutkowych. Opowiada o tym film Przeznaczenie, zrealizowany przez Michaela i Petera Spierig. Wizja podróży w czasie, ich wpływu na rzeczywistość została tu ukazana w nietuzinkowy i intrygujący sposób. A gra aktorska Ethana Hawke oraz Sarah Snook dodaje smaku temu wyszukanemu daniu. Scenariusz powstał na podstawie opowiadania All you zombies autorstwa Roberta E. Heinleina. Nie zdradzę tu szczegółów fabuły, gdyż warto się nią delektować oglądając film.

Czy z labiryntu czasu można znaleźć wyjście? Wydaje mi się, że na ziemi zabawa polega na gonieniu króliczka, a nie jego złapaniu. Czas to niewiadoma, o ile istnieje…

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *