Wczoraj spacerowałam po Krakowie, nie był to jednak taki „zwyczajny” spacer. Wraz z Mini Przewodnikiem po Krakowie poznawałam seksualną stronę tego miasta. Alternatywna wiedza jest dla mnie o wiele ciekawsza, od tej oficjalnie zatwierdzonej w podręcznikach. Spacerując uliczkami Krakowa, dowiedziałam się co z prostytutkami miała wspólnego woda sodowa, „polskim Freudzie”, czy o tym, jak dawniej „walczono” ze skutkami rozpusty. Choć na przestrzeni lat podejście do naszej seksualności zmieniało się niczym obraz w kalejdoskopie, jedna rzecz pozostaje bez zmian – o seksie trudno się rozmawia. Nauka, kultura czy religia, albo go nadmiernie gloryfikują, albo przekonują, że jest czymś, czego należy się wstydzić. Że seks, który nie ma na celu prokreacji to „grzech”, a kobiety, jeżeli wychodzą z domu, najlepiej, żeby zostawiały swoją seksualność w kuchni, gdzieś pomiędzy garnkiem a lodówką. Co takiego strasznego jest w kobiecym ciele, że istnieją miejsca na Ziemi, gdzie wmawia się im, iż czarny worek jest wygodny i najlepszy na upały? A wystarczy zrozumieć dwie proste prawdy. Jeśli ludzkość przyjmie je do serc, oswoi seksualność. A energia przyciągania pomiędzy męskim członkiem, a pochwą kobiety przestanie być traktowana jak zdechła mysz w eleganckiej restauracji.
I Prawda: Kochaj każdą komórkę swojego ciała, ale ludzi postrzegaj oczami Duszy.
W jednej z książek Colina Sissona przeczytałam taką przypowieść. Pewna starsza, mądra kobieta przyjęła pod opiekę młodego buddyjskiego mnicha, który postanowił wysoko w górach przez pięć lat medytować i studiować nauki Buddy. Przez pięć lat kobieta zostawiała mu prowiant, gdy czas dobiegał końca postanowiła sprawdzić czy medytacje mnicha przyniosły rezultaty i wysłała swoją 18-letnią wnuczkę, by to sprawdziła. Powiedziała do niej:
– Idź w góry do mnicha, jest tam już prawie pięć lat. Pozostań w jego chacie przez trzy dni i trzy noce, zbadaj jak zareaguje na Twoją kobiecość, po czym wróć do mnie i o wszystkim mi opowiedz.
Dziewczyna natychmiast spakowała prowiant i wyruszyła, by towarzyszyć mnichowi. Pierwszej nocy mówiła do niego miłe słowa, jednak mnich pozostał obojętny. Drugiej nocy przytulała się do niego, jednak chłopak udawał, że nie zwraca na to uwagi. Trzeciej, ostatniej nocy, dziewczyna, rozebrała się i położyła obok mnicha, ten nie wytrzymał i wypędził ją z chaty. Dziewczyna wróciła do babci i o wszystkim jej powiedziała, ta odparła:
– Nic nie zrozumiał podczas tych pięciu lat! Zmarnował cały ten czas!
Jak wam się wydaje, dlaczego kobieta tak zareagowała, dlaczego mnich nie przeszedł testu? Ponieważ nie potrafił spojrzeć poza cielesność młodej dziewczyny. Jako osoba, która doświadcza życia duchowego, utkwił w świecie ciała i namiętności. Mimo, że nie uległ pięknej dziewczynie, jednak jego gwałtowna reakcja świadczyła o tym, iż nadal był niewolnikiem swoich żądzy. Zrozumienie własnej seksualności nie polega na walce, uległości wobec niej, czy jej tłumieniu, a zmianie perspektywy z cielesnej na duchową. Gdyby mnich odrobił lekcję, przytuliłby dziewczynę, porozmawiałby z nią tak, jak brat z siostrą. Jego złość i strach dowiodły jego słabości. Niestety kobiety i mężczyźni, wciąż traktują swoje ciała jak element przetargowy w biznesowych negocjacjach z życiem. Zastanów się jak wiele osób z twojego otoczenia walczy, ucieka bądź wypiera się własnej seksualności? Najczęściej manifestuje się to we wrogim do niej nastawieniu. A wystarczy, jeśli ludzie nauczą się słuchać podszeptów Duszy, będą ponad emocjami, staną się wolni.
II Prawda: Ładuj swoją energię seksualną oraz się nią dziel, tylko przez pryzmat Miłości.
Każdy stosunek seksualny między partnerami, gdzie nie ma miłości jest wykorzystaniem energii jednego z nich. Oczywiście dobrze, gdy miłość idzie w parze z małżeństwem, ale bywa, że nie jest z nim równoznaczna, jeszcze nie tak dawno małżeństwo było traktowane jako transakcja handlowa, albo korzystne połączenie rodzinnych majątków, czy seks w takim związku był dopełnieniem miłości? Chyba tylko w wyjątkowych przypadkach. Seks to nie obowiązek małżeński, będąc mężczyzną wolałabym kochankę, która łączy się ze mną z miłości, a nie obowiązku. Jako „miłość” nie traktuję również stanu „zakochania”. Dla mnie prawdziwa miłość wynika z postrzegania ludzi w sposób duchowy, z miłości do ich Duszy. Odkąd zaczęłam medytować, przestałam patrzeć na ludzi poprzez ich walory zewnętrzne, nie postrzegam ich przez pryzmat statusu społecznego, czy wielkości konta w banku, ale zwracam uwagę na ich dobro, szczerość, radość. Jeśli seks staje się dopełnieniem takiego uczucia, zamienia się w duchową, piękną podróż we dwoje. W trakcie fizycznego zbliżenia dochodzi do wymiany nośników białek, DNA, zostaje też ślad energetyczny. Nawet, gdy zmieniamy partnera, to nosimy w sobie „odrobinę” każdego poprzedniego, dlatego zarówno religie, jak i nauczyciele rozwoju duchowego zalecają monogamię. Ważne, by seks stał się wspólną drogą, aby wzrastać, łączyć się w miłości. Wszelkie akty seksualne jej pozbawione są elementem wykorzystania, zniewolenia, bez wyjątku. Wielu czarnych magów opisywało, jak potężna jest energia seksualna, wiele też dawnych i obecnych mrocznych inicjacji ma początek w zniewoleniu w akcie seksualnym, nie będę tu wymieniać nazwisk, ani szczegółów, by nie łączyć się w myślach z tymi zjawiskami.
Ludzka seksualność traktowana jedynie jako dar ewolucji, by przedłużać gatunek, jest odzieraniem człowieka z jego boskiej natury ducha. Ludzie i delfiny potrafią się z niego cieszyć. W świecie Stwórcy, gdzie każde źdźbło trawy jest policzone, tak istotny fakt nie jest dziełem przypadku. Seks istnieje by pomagać w zespoleniu energii męskiej i żeńskiej (która nie musi się pokrywać z płcią w ciele fizycznym), by wspólnie wzrastać, doświadczać miłości. Seks jest jednym z piękniejszych doświadczeń w naszych ciałach, ale tylko jeśli towarzyszy mu miłość, jeśli partnerzy decydują się na niego z pełną świadomością, z poczuciem własnej wolności ciała i Duszy.